Witamy.
Dzisiaj przedstawimy Wam dumną córę Pomorza Zachodniego, tajemniczą Nemesis znad Zalewu Szczecińskiego - MIELONKĘ TŁUSZCZOWO - WIEPRZOWĄ (czytać stojąc na baczność!) szczecińskiej firmy Agryf.
Wygląd opakowania:
Nazwa produktu nie pozostawia wiele miejsca na złudzenia. Ale z drugiej strony, od czasu "Sklepu mięsno - spożywczego" na jaki natknęliśmy się wiele lat temu w Bukowcu w Rudawach Janowickich, żaden szyld nie zachęcił nas tak bardzo do spenetrowania zawartości. Kochamy smak przygody...
Ale zanim zbadamy wnętrze konserwy, przyjrzyjmy się jeszcze na moment jej etykiecie. Jak już pisaliśmy - nie pozostawia wiele złudzeń. Zgniła zieleń wprowadza nas w nastrój odpowiedni do obcowania z produktem. Znaczenia tajemniczego rozporka nie podejmujemy się rozszyfrować; nasze wykształcenie i doświadczenie podpowiada nam, że jest to bardziej coś z branży Ericha von Daenikena niż antropologii kultury...
Dla tych, którzy na podstawie wyglądu etykiety nie byli sobie w stanie jeszcze wyrobić opinii co do jakości zawartości - usłużny producent zamieszcza zdjęcie produktu:
Proszę bardzo. Kwestię uważamy za wyjaśnioną. Jeśli ktoś nadal ma wątpliwości - jest gupi. Swoją drogą trzeba przyznać, że Agryf gra z nami w otwarte karty. Dostajesz to, co widzisz. Piątka za uczciwość, dwója z marketingu...
Skład:
I znowu. Producent staje frontem do klienta i odsłania karty. Brawo.
Komentarz dotyczący składu produktu uważamy za zbędny. Zdjęcie mówi więcej niż 1000 słów... Podkreślić jedynie warto zastanawiająco małą ilość witamin z grupy E. Prawdopodobnie przy całym tym tłuszczu zabrakło już miejsca na inne składniki. I wcale nas to nie cieszy.
Otwieramy puszkę:
Ugh. W środku konserwy znajduje się walcowaty twór z substancji, którą roboczo nazwiemy mięsem. Oblany jest, z jednej strony białym, lepkim tłuszczem, z drugiej - galaretowatą substancją w kolorze moczu. Z puszki dochodzi nas zapach silny żelatyny.
Bliższe przyjrzenie się ujawnia straszliwe szczegóły:
Jakże pięknie błyszczy się ten smalec... Po raz kolejny odkrywamy, że producent jest uczciwym podmiotem. Obiecał 50% tłuszczu i 50% tłuszczu dostarczył. Co najmniej... Przyszło nam do głowy, że być może (baczność!!!) MIELONKA TŁUSZCZOWO - WIEPRZOWA jest przeznaczona do usmażenia na patelni jako danie gotowe. To by tłumaczyło obecność takiej dużej ilości białego tłuszczu. Ale nie - na etykiecie wyraźnie stoi napisane, że produkt należy spożywać na zimno. Matko Boska! Na zimno? Tą smalcopodobną substancję też? No trudno. W imię nauki...
Konsumpcja:
Z uwagi na dużą tłustość nakładanie produktu na chleb przebiega sprawnie i wygodnie. Pomijamy fakt, że przy okazji równie łatwo nakładamy go sobie na nóż, palce i stół. Coś za coś. Cały czas dominuje zapach żelatyny. Smak trudno wyczuwalny, z lekką sugestią ostrych przypraw (pieprz?). Przełyka się łatwo, bo przecież producent zadbał o poślizg. Należy tylko zadbać, aby w trakcie konsumpcji nie mieć przed oczami otwartej puszki z produktem, bo jego widok, połączony ze świadomością, że mamy w ustach to na co patrzymy, jest w stanie zniechęcić najtwardszych z twardych... Mimo tego całego smarowania i najszczerszych chęci z naszej strony - konserwa 2 razy stanęła nam w gardle, a raz nawet spróbowała wydrzeć się z nas na wolność...
Ogólnie - smak nijaki, wrażenia estetyczne in minus. Jeśli ktoś lubi tłuszcz może sie zdecydować na tą konserwową koleżankę surowej słoniny - reszcie możemy polecić śmierć z głodu. Przypuszczamy, że jest przyjemniejsza...
Podsumowanie:
Wnioski z obcowania z tą świńską Puszką Pandory, jak ją określili nasi niezależni konsultanci, mamy następujące:
1. MIELONKA TŁUSZCZOWO - WIEPRZOWA (spocznij) okazałaby się eksportowym hitem na Grenlandii. Jej sprzedaż za Kołem Polarnym oszczędziłaby Eskimosom kłopotów związanych z tkwieniem nad dziurą w lodzie z lagą w rękach i czekaniem na Bogu ducha winną fokę. Jedna konserwa zaspokoiłaby ich dzienne zapotrzebowanie na tłuszcze i obrzydliwe mięsne kawałki.
2. Na brzeg Zalewu Szczecińskiego regularnie muszą być wyrzucane wieloryby, których trupy wykorzystywane są do produkcji mielonki. Musi tak być, bo trudno nam uwierzyć, że świnia jest w stanie zapaść się do takiego stopnia. No chyba, że świnie stosowane do produkcji corpus delicti to specjalny rodzaj kanapowych świń (porca americana), spędzających całe swe życie przed TV pożerając chipsy.
Do MIELONKI TŁUSZCZOWO - WIEPRZOWEJ podchodzicie na własne ryzyko, tym bardziej, że prostolinijny producent zapewnił aż nadto sygnałów ostrzegawczych.
Twarda rozrywka dla twardych gości...