2009-11-08

Bad Trip - Ryż Owocowy

Czołem Gastrofani!
Dzisiejszy test, nawiązując do niedawnych obchodów sześćdziesiątej rocznicy powstania Chińskiej Republiki Ludowej (中華人民共和國), poświęcony będzie Ryżowi Owocowemu firmy PAL-KOM.
Zapraszamy.

Wygląd opakowania:
No cóż, szczerze mówiąc nie jest to jakaś szczególnie porażająca eksplozja możliwości współczesnego wzornictwa przemysłowego. Tak naprawdę nie jest to nawet ciche pierdnięcie w poduchę. Ot, zwykły worek foliowy z prostym nadrukiem. Zero finezji.
Mimo to, producent chełpi się na swojej stronie internetowej, że "Profesjonalna szata graficzna naszych opakowań produktów ma na celu wyeksponowanie znajdujących się w nich towarów, a nie samego opakowania."
Z marketingu pała. W języku PAL-KOMu "profesjonalna" znaczy tyle, co "nieistniejąca".
Jako, że mamy dziś dobry dzień, za darmo podsuniemy producentowi uzupełnienie do powyższego tekstu reklamowego: "Profesjonalnie zaprojektowane opakowanie w doskonały sposób utrzymuje nasze produkty w jednym miejscu, przeciwdziałając entropii i zapobiegając ich rozsypaniu się."
Jak się okazuje, do zwykłego worka foliowego można dorobić niezwykłą ideologię...

Skład:
Niby nic: ryż, cukier, olej roślinny i inne nie wzbudzające na pierwszy rzut oka podejrzeń składniki. Do tekstów typu: "aromaty naturalne i identyczne z naturalnymi" jesteśmy już tak przyzwyczajeni, że prawie nie zwracamy na nie uwagi, choć gdybyśmy się mieli czepiać, napisalibyśmy, że "identyczne z naturalnymi" brzmi prawie jak: "co prawda pachną jak coś naturalnego, ale lepiej żebyście nie wiedzieli z czego się składają. Grunt, że zapach jest OK. Nic więcej nie powiemy."

Ale jest jeszcze coś co przykuwa uwagę uważnego konsumenta: barwniki. Nie bylibyśmy Gastrofazą, gdybyśmy nie zadali sobie trudu, żeby podrążyć nieco temat sztucznych barwników zwanych czasami "witaminami E-100". Oto wyniki naszego śledztwa:

E-102 - Tartrazyna; żółty barwnik syntetyczny. Może wywoływać alergie, zwłaszcza u osób uczulonych na aspirynę. Jest zagrożeniem również dla astmatyków. Powoduje wysypkę, nerwowość i problemy z oddychaniem.
E-110 - Żółcień pomarańczowa; barwnik określany jako niebezpieczny. Powoduje alergie, ból głowy i wysypkę. W testach na zwierzętach, po podaniu dużych dawek E-110 stwierdzono powstawanie nowotworów nerek.
E-124 - Czerwień koszenilowa. Uwaga alergicy! Może powodować kłopoty z oddychaniem!
E-133 - Błękit brylantowy. Nieszkodliwy. Łe...

Samo zdrowie, prawda? Zastanawia fakt, że Ryż Owocowy wymierzony jest głównie w alergików. Czyżby jakiś alergik kiedyś zerżnął właścicielowi PAL-KOMu żonę? Wyczuwamy zemstę.

W kwestii barwników to prawie wszystko. Ale, jak wiemy z pewnej wyeksploatowanej do granic wyrzygania reklamy, "prawie" robi dużą różnicę. W wypadku Ryżu Owocowego firmy PAL-KOM, jest to różnica pomiędzy alergią i bólami głowy (z opcją raka nerek), a potencjalną śmiercią w konwulsjach, wymiocinach i krwawym kale.
Już spieszymy z wyjaśnieniem: otóż opakowanie wymienia 4 syntetyczne barwniki - żółty, pomarańczowy, czerwony i niebieski, natomiast my stwierdzamy, że zawiera ono jeszcze ryż pokolorowany na zielono. Dlaczego nie został on wymieniony w składzie? Czy PAL-KOM skrywa przed nami jakąś straszną tajemnicę? Nie byliśmy w stanie ustalić czym jest ta anonimowa zieleń, a skoro tak, musimy założyć najczarniejszą opcję, że jest to nuklearny odpad pozostawiony przez wycofującą się Armię Czerwoną. Jakaś taka radioaktywna ta zieleń...
Może być również tak, że jest ona tak nieszkodliwa, że nie wymaga wymieniania jej w składzie, ale my, płynąc na fali nowoczesnego dziennikarstwa, wolimy szukać sensacji. Może jakiś technolog żywności się wypowie?

Otwieramy opakowanie:
Na talerz posypał się deszcz kolorowych, obłych obiektów wyglądających jak jajka jakiejś psychodelicznej muchy. Szybka ocena wzrokowa wykazała, że najrzadziej występują ziarenka w kolorze niebieskim. Nie jesteśmy pewni co z tego wynika, może poza wnioskiem, że barwnik E-133 jest najdroższy.
Całość pachnie mocno owocowo, przypominając nam zapach cukierków z naszego dzieciństwa w mrocznych latach 80-tych. Jako, że były to czasy, gdy często dostawaliśmy lanie kablem od żelazka i mamy teraz traumę - nie czujemy się zachęceni.
Ale ponieważ jest to Gastrofaza, jesteśmy zobligowani przed ludzkością żeby odłożyć na bok uprzedzenia i urazy i kontynuować nasz test.

Konsumpcja:
Czujemy rozczarowanie. Spróbowaliśmy każdego koloru z osobna w nadziei na wielość doznań smakowych, ale Ryż Owocowy zawiódł nasze oczekiwania - wszystkie kolory smakują tak samo: są mdławo słodkie z lekką nutką kwaskowatości.
Następnie wpakowaliśmy do ust całą garść w nadziei na zintensyfikowanie doznań, ale nic z tego. Jedyny efekt jaki udało nam się w ten sposób uzyskać, to wrażenie zaklejenia dziur w zębach przez rozpuszczający się w ślinie ryż. Niestety dla PAL-KOMu, po przekąskach oczekujemy nieco więcej niż tylko mdławego smaku i wypełnienia ubytków.

Wnioski:
Ryż to zboże stanowiące podstawę wyżywienia 1/3 ludzkości naszej planety (patrz: Wikipedia) i jako takie, zasługuje na lepsze traktowanie niż to jakiego doświadczyło z rąk PAL-KOMu.
Jak można było z tej użytecznej rośliny zrobić coś, co nie dość, że jest niesmaczne, to jeszcze potencjalnie niebezpieczne?
Nigdy nie byliśmy fanami preparowanego ryżu, ale Ryż Owocowy to już oficjalnie przegięcie. Nawet teraz, pisząc te słowa, czujemy w ustach kwaskowaty posmak zgagi, mimo że od konsumpcji niewielkiej przecież ilości tej, z braku lepszego słowa, "przekąski" upłynął już jakiś czas.
Wnikliwa analiza treści zawartych na stronie internetowej producenta, pozwoliła nam wysnuć wnioski co do natury tajemniczego zielonego składnika. Musi on mieć skład zbliżony do LSD a długotrwałe wystawienie na jego działanie skutkować może halucynacjami i porażeniem systema nervosum centrale. Oto dowód:

Jedna z klatek kwasowej animacji znalezionej na stronie internetowej PAL-KOMu. A tutaj link do całości. POLECAMY.



Niestety(stety) w spożywanym przez nas produkcie zawartość narkotyzującego składnika musi być tak mała, że jedyne co uległo porażeniu to nasze kubki smakowe. Z jednej strony trochę szkoda, bo liczyliśmy na fajny odjazd, ale z drugiej strony może i dobrze się stało, bo chyba lepiej trafić prosto do piekła niż zaliczyć wielogodzinnego tripa po kolorowej krainie PAL-KOMu...

A oto klatka z drugiego filmiku, do obejrzenia tutaj. RÓWNIEŻ POLECAMY. Do ściągnięcia także tapety.



Dochodzimy do wniosku, że właściciel PAL-KOMu, oprócz alergików nienawidzi również epileptyków: feeria kolorów na obu filmikach byłaby w stanie powalić słonia, nie mówiąc o siedmiolatku z padaczką...

Producent pisze, że preparowane ziarna zbóż to przyszłość. Pozwolimy sobie zachować zdrowy sceptycyzm wobec tego twierdzenia, ale nawet jeśli tak jest, to Ryż Owocowy firmy PAL-KOM okupuje śmietnik w bocznym zaułku ewolucji tego typu produktów i przekąsek w ogóle...
Dodatkowym argumentem przemawiającym za omijaniem szerokim łukiem omawianego produktu, jest fakt, że nie był on w stanie zainteresować nawet mrówek-faraonek, które mieszkają z nami w domu i z reguły rzucają się na wszystko, co nieopatrzenie pozostawione zostanie na widoku. Ryż Owocowy stał na stole ponad 2 tygodnie i w tym czasie jego okolice były najbardziej wolną od mrówek strefą w naszym mieszkaniu.
Aromaty naturalne... haha...

P.S. Serdecznie dziękujemy za odzew na apel zawarty w poprzednim artykule. Szczególne dziękczynienie należy się Julii i Kaśce, które przesłały nam kilka ciekawych produktów do przetestowania. Wyniki testów już niebawem (lub, co bardziej prawdopodobne, znając tempo naszej pracy - za jakiś rok;).

2009-08-13

Prośba

Jako, że asortyment gastro-cudów w naszym najbliższym sklepie (Kaufland) ulega powoli wyczerpaniu, zwracamy się do Was, o wierni czytelnicy Gastrofazy, o zgłaszanie pomysłów i sugestii na kolejne testy.
Zasadniczo zasada jest w zasadzie jedna - musi to być towar dostępny na sklepowej półce - chodzi o powtarzalność doznań (w Gastrofazie staramy się trzymać metody naukowej)
Przy zgłoszeniu prosimy podać nazwę produktu, jego rodzaj (konserwa, napój, itd) oraz sieć sklepów w jakim można go dostać.

Zgłoszenia można umieszczać w komentarzach lub słać bezpośrednio na okha@wp.pl

Z góry dziękujemy.
Redakcja

2009-08-08

W militarnych klimatach: Przysmak Majora i Przysmak Kaprala

Po długiej nieobecności Gastrofaza powraca niczym feniks z popiołów! Błagamy Was o wybaczenie wierni czytelnicy. Opuściliśmy się – to fakt, ale walka z twardymi realiami kapitalizmu rynkowego spowodowała, że nie mieliśmy czasu na przyjemności, o aktualizowaniu Gastrofazy nie wspominając. Jeśli, podobnie jak my, znajdujecie się w dolnej części społecznego łańcucha pokarmowego, na pewno zrozumiecie.

Z tego co widać, pod naszą nieobecność, na Gastrofazie nastąpiły pewne zmiany. Mamy tu na myśli te je**ne wyskakujące reklamy – nie mamy z nimi nic wspólnego, nikt nam za nie nie płaci i nikt nas o zgodę nie pytał. W związku z tym – jeśli macie pomysł jak się ich pozbyć, będziemy zobowiązani za wszelkie informacje. Piszcie na okha@wp.pl lub zostawcie instruktażowy komentarz. Tylko działając wspólnie będziemy mogli uczynić Gastrofazę miejscem przyjaznym i wolnym od reklamowego szumu tła.

To tyle w kwestii ogłoszeń parafialnych. Pora przejść do tak zwanego meritumu czyli testu Przysmaku Majora i Przysmaku Kaprala – dwóch konserw produkcji firmy PMB S.A. z Białegostoku.

Wygląd opakowania: Konserwy w zdecydowanie militarnym klimacie. Etykiety zdobi gustowna panterka oraz stylizowane pagony. Producent umieścił tu nawet wzorek udający sploty tkaniny – brawo. Właśnie taką dbałość o szczegóły cenimy w Gastrofazie najbardziej.

Całości designu (cóż za piękny, staropolski wyraz) dopełnia zdjęcie rogatywki majora Wojsk Lądowych (w przypadku przysmaku majora) oraz menażki wojskowej Wojska Polskiego (w przypadku przysmaku kaprala). Kreatywne połączenie tradycji z nowymi trendami we wzornictwie przemysłowym. Dżezi.

Wszystko to tworzyło by wrażenie prostej potrawy dla prawdziwych mężczyzn, gdyby nie fakt, że obie puszki zaopatrzone są w wygodne otwarcie. Psuje to nieco efekt macho, bo przecież ogólnie wiadomo, że prawdziwi mężczyźni do otwierania konserw najchętniej używają wyciągniętego z cholewy noża.

Skład: Jak informuje nas etykieta, przysmak kaprala to tak naprawdę słonina konserwowa z przyprawami. Dla ścisłości – 95% słoniny. Mniam. Reszta to sól i przyprawy. Zero chemii spod znaku E***.

Przysmak majora z kolei to nic innego, jak mielonka – 78% mięsa świni, tłuszcz, sól, przyprawy i konserwanty.

Bliższa analiza składu obu konserw ujawnia jeden zastanawiający składnik – migdały. Wieje luksusem. Zaiste długą drogę przeszła mielonka od czasu, gdy główny jej dodatek stanowiły skórki wieprzowe i mięso oddzielone mechanicznie z kurcząt...

Podsumowując – wychodzi na to, że firma PMB S.A. idzie z duchem czasu i traktuje korpus podoficerski – podstawę każdej nowoczesnej armii – w sposób uprzywilejowany i z dbałością o jego zdrowie. Każdy szanujący się kapral zapewne doceni brak konserwantów w swoim pożywieniu. Co innego major – ten, jak widać, zeżre wszystko, byleby tylko robiło dobry podkład pod wódę w czasie balangi, znaczy... w czasie narady sztabu oczywiście.

Otwieramy puszkę: Zgodnie z panującą w armii hierarchią, pierwszy do inspekcji trafi przysmak kaprala.

Biel aż bije po oczach. W obawie przed ślepotą śnieżną staraliśmy nie wpatrywać się zbyt mocno w zawartość puszki, ale kilka pobieżnych rzutów oka w zupełności wystarczyło. Całość zalana jest grubą warstwą tłuszczu, tworzącą prawdziwie jaskiniowy krajobraz.

Tłuszczowe stalaktyty i stalagmity prężą się w słońcu, ciesząc oko każdego domorosłego speleologa i grożąc miażdżycą od samego patrzenia. Pod białymi tworami kryje się różowe mięso (?) z przyprawami.

Mimo, że wzrok dostarcza nam atrakcji rodem z horrorów klasy B, zapach okazuje się być zadziwiająco przyjemny. Kojarzy nam się z dobrze przyprawionym domowym smalcem. Do przysmaku kaprala proponujemy podchodzić z zamkniętymi oczami.

Teraz przed szereg zapraszamy przysmak majora.

Podczas otwierania, na twarz i ręce trysnęło nam trochę bezbarwnego płynu. Mimo naszych obaw, nie dawał on objawów bycia żrącym (brak dymiącej dziury w dłoni), natomiast dawał objawy bycia słonym. Hmm. Czy to objaw zepsutej konserwy, czy też po prostu przysmak majora cieszy się, że nas widzi? Strach myśleć. Na szczęście okazuje się, że jest tego płynu w środku więcej, więc kilka uronionych kropli nie zaważy na ogólnym odbiorze tego dzieła sztuki kulinarnej.

Wnętrze konserwy ukazuje nam różową mielonkę z ciemniejszymi cętkami upstrzoną po bokach białymi grudami tłuszczu. Jako, że środek konserwy znajduje się wyżej niż jej części przylegające do ścianek, całość tworzy wrażenie ogólnej oklapłości i chorowitości, a klasyczny mielonkowy zapach utwierdza nas jedynie w przekonaniu, że majorzy w naszej armii są albo zbyt apatyczni, albo notorycznie zbyt pijani, aby zwracać uwagę na to, co jedzą.

Konsumpcja: Przysmak kaprala. Po wydobyciu z puszki, brązowo-różowo-białe, nieregularne bryły nie napawają zbytnim entuzjazmem. Nie mniej jednak, spróbujemy się zmierzyć z tym wymagającym przeciwnikiem.

Producent nie kłamał – 95% słoniny w postaci tłustych, białych fal, wręcz wylewa się z otwartej puszki. Tłuszcz jest tu wszechobecny. Z uwagi na ten fakt, przysmak kaprala nadaje się bardziej do rozsmarowywania na chlebie niż do jedzenia prosto z konserwy, co w warunkach bojowych stanowić może spory minus. Słone, miękkie grudy rozpuszczają się na języku pozostawiając na nim wyraźny smak przypraw. Całość smakuje jak mdły, przesolony smalec, stanowiąc jednak zarówno doskonałą bombę kaloryczną, jak i niezły lubrykant na te samotne noce w okopie, gdy tęsknota wkrada się w serce, a najbliższą Ci istotą jest towarzysz broni, wierny kumpel z plutonu... OK, STOP.

Przysmak majora. Utarło się sądzić, że oficerowie w armii jadają całkiem nieźle. Gastrofaza z radością obala ten mit raz na zawsze. Przysmak majora to klasyczna mielonka, twarda i różowa, jakich wiele gościło już w poprzednich odsłonach naszych testów. Doprawdy, wiele określeń przychodzi na myśl podczas konsumpcji mielonki, ale „przysmak” na pewno nie jest jednym z nich. Resztę napisaliśmy w poprzednich testach, więc nie ma sensu się powtarzać.

Nie do końca usatysfakcjonowani wynikami naszych badań, postanowiliśmy popuścić nieco wodze fantazji i wykonać eksperyment kulinarny, polegający na zmieszaniu obu potraw w menażce wojskowej. Niestety, to zbratanie korpusu oficerskiego z podoficerami nie dało oczekiwanego przez nas efektu synergii. Nasza mieszanka smakuje jak mielonka maczana w smalcu, jak wyrok śmierci na arteriosklerozę...

Wnioski: Drodzy przedstawiciele firmy PMB S.A.! O ile nie do końca rozumiemy powody (poza marketingowymi, rzecz jasna), jakimi kierowaliście się nadając swoim produktom nazwę „przysmak”, o tyle dziękujemy Wam za Wasz wkład w informowanie konsumentów, że służba w armii to nie tylko parady, chwała i za mundurem panny sznurem.

Uświadomiliście nam, że służba to ciężka i niewdzięczna, pełna wyrzeczeń i rozczarowań. No bo wyobraźmy sobie sytuację przeciętnego majora, który po ukończeniu studiów oficerskich i mozolnej wspinaczce po drabinie kariery, odkrywa, że przysmakiem zarezerwowanym dla niego na tym szczeblu wojskowej hierarchii jest zwykła mielonka. Wyobraźmy sobie kaprala, który szedł do armii licząc na przygodę i pieniądze, a dostał chleb i konserwę z wypełnioną sadłem. Ku chwale Ojczyzny.

Jest to w sumie doskonały sposób na oddzielenie mężczyzn od chłopców, bo żołnierz, który nie zdezerteruje na widok któregoś z „Przysmaków” ma zaiste stalowe morale i jest w stanie znieść wszystko...

Przy okazji przyszła nam do głowy nazwa na nasz miks mielonkowo-słoninowy: „Nemesis Mięsno-Tłuszczowa”. Prawa autorskie zastrzeżone.

P.S. Niniejszym ogłaszamy, że już rzygamy mielonką i więcej jej testować nie będziemy. No chyba, że trafi się nam coś zupełnie wyjątkowego...