2006-06-24

Przenosiny

Witajcie.
Uprzejmie informujemy, że gastrofaza przenosi na pewien czas swoją siedzibę do Szkocji. Wiążemy duże nadzieje z tą przeprowadzką, jako że Zjednoczone Królestwo słynie w świecie ze swojej ochydnej kuchni, a Szkocja, ze swoim niesławnym haggisem bryluje pod tym względem na Wyspach...
Pełne napięcia wyczekiwanie jest jak najbardziej wskazane, bo kolejne miesiące zaoowocują kolejnymi, jeszcze bardziej ekscytującymi testami straszliwych i ciekawych potraw.
Do usłyszenia wierni wielbiciele emocji spod znaku gastrofazy.

2006-06-12

Piwo Plum

Witamy w gastrofazie.
Dzisiaj - z uwagi na trwający mundial i związany z tym znaczący wzrost spożycia, zajmiemy się testem piwa. Ale nie będzie to zwykłe piwo. O nie. W niebieskim narożniku, prosto z Namysłowa, piwo śliwkowe Plum!

Wygląd opakowania:
Fioletowo - złoty, oczojebny mix kolorów przyciąga wzrok i wyróżnia puszkę spośród innych ustawionych w lodówce. Opakowanie sprawia wrażenie, jakby patrzyło nam wyzywająco prosto w oczy, a my w gastrofazie nigdy nie uchylamy się przed podjęciem wyzwania. Pozatym jesteśmy straszliwie ciekawscy...

Skład:
Jak to piwo smakowe. Woda, słód, chmiel oraz inne niezidentyfikowane bliżej składniki typu aromat lub Acesulfam-K (?). Nie brzmi to zbyt smacznie, ale raz wziąwszy puszkę piwa do ręki nie mamy w zwyczaju tchórzliwie jej odkładać.


"Poczuj niepowtarzalne połączenie subtelnego smaku śliwki węgierki z delikatną goryczką lekkiego, doskonałego piwa" kusi napis na puszce. Zatem - dajmy się skusić i zanurzmy się w rozkosznie nieobliczalnym świecie piwnych hybryd typu "a może dowalmy dżemu?".

Otwieramy puszkę:
Rasowe pssst. Dobry znak. Samo piwo - jak widać - dość ciemne. Producent pisze o głębokim śliwkowym kolorze z ciemnobursztynowymi refleksami. My napiszemy, że ma kolor jak piwo z sokiem. Na oko, pomimo informacji na puszce, że ma tylko 4% alkoholu, sprawia wrażenie dość mocnego. Piana sztywna i gęsta, ale to raczej normalne przy piwach smakowych.

Konsumpcja:
Jako, że piwo to sprawa poważna, a my z różnych przyczyn unikamy ostatnio kontaktu z produktami fermentacji roślinnej, postanowiliśmy do współpracy zaprosić zawodowca - trzon uderzeniowy i koło zamachowe kultowej w pewnych kręgach kapeli Cream Polo - BJ'a . Jak się później okazało - była to dobra decyzja.
Aby jeszcze bardziej uprofesjonalnić test - informacje zwrotne od naszego pilota oblatywacza postanowiliśmy zestawić z informacjami zawartymi na oficjalnej stronie produktu.

Plum: "Piwo plum stanowi niepowtarzalne połączenie subtelnego smaku śliwki węgierki z delikatną goryczką lekkiego, doskonałego piwa."
BJ: "Smakuje jak takie tanie, mocne piwo. Taki kapeć. Usiłowali zabić kapeć śliwkami."
Plum: "(...) wyśmienity smak. (...) delikatna goryczka"
BJ: "Cierpki. Taki jabol wśród piw. Namysłów ze śliwką."
Plum: "Pijąc piwo Plum możesz być pewna, że degustujesz kwintesencję jakości i dobrego smaku."
BJ: "Posmak w ryju zostawia taki, taką błonkę jakąś... Ciężko go pić ze szklanki bo pachnie jak szampon."
Plum: "Pamiętaj, dziś wieczorem Plum Plum."
BJ: "Jest chujowy, wiesz? Nie będę się męczył."
Plum: "Przy Plum możesz zapomnieć o powiedzeniu >wpaść jak śliwka w kompot<. Od tej pory śliwka wpada wyłącznie do piwka!"
BJ: Wypowiedź niezrozumiała, ale z pomiędzy parsków i prychów udało nam się usłyszeć coś o tym, że równie dobrze mogli by zrobić piwo z fasolki szparagowej.
I pewnie zrobią...

Mina naszego kipera pomiędzy łykami piwa Plum.
Wnioski:
Cóż. Już chyba wiecie dlaczego uważamy za dobrą decyzję pozostawienie picia piwa Plum komuś innemu... Za godny odnotowania i wielce zastanawiający uznajemy fakt, że BJ nie dopił tego napoju do końca. Rzecz to tak rzadka i niespotykana, jak banknot 200 złotowy w naszym portfelu...
Piwo Plum, to produkt skierowany do kobiet. Błyszcząca, kolorowa puszka przyciąga samice jak czerwony tyłek pawiana. Niestety, ma też podobną zawartość...
Browar Namysłów (już sama nazwa producenta powinna być wystarczającym ostrzeżeniem) określa piwo Plum jako nieskażone masowością produkcji. Także naszej opinii, skażenie masową produkcją rzeczywiście mu nie grozi. Swoją drogą - brawo dla działu marketingu. "Nieskażone masowością produkcji" brzmi o wiele lepiej niż "chujowo się sprzedaje". Gratulacje za dbałość o piękno i czystość języka...


P.S. - Na stronie internetowej produktu, w dziale "Twoja opinia" (ukłony dla moderatora) zamieściłem informację, że test piwa Plum znajduje się na gastrofazie. Biorąc pod uwagę entuzjastyczne komentarze w tym dziale (wpisane zapewne przez pracowników Browaru Namysłów Sp. z o.o.), szanse że dłużej tam powisi są nikłe, ale chcieliśmy być uczciwi...

2006-06-04

Sardynki w sosie pomidorowym

Witamy w gastrofazie.
Paprykarz szczeciński zgrabnie przeniósł nas w tematykę ryb, w sam raz budując nastrój przed dzisiejszym testem. Bo oto dzisiaj dajemy Wam test porównawczy sardynek w sosie pomidorowym! Na kolana!


O główną nagrodę w sardynkowym konkursie gastrofazy walczyć będą trzy produkty. "Sardynka w sosie pomidorowym" firmy Koral (3,29 PLN), "Sardine Tomato" wyprodukowane w Maroko na potrzeby kauflandowej serii Vitae d'Oro (1,49 PLN) oraz"Sardines a la tomate et a l'huile vegetale DELMONACO" również z Maroko (2,39 PLN).

Wygląd opakowania:
KORAL - Koral postawił na edukację. Z opakowania "Sardynki w sosie pomidorowym" ciekawy świata kosument dowiedzieć się może wszystkiego, pod warunkiem, że będzie to dokładna nazwa gatunkowa głównego składnika (sardynella atlantycka, gilt sardine, sardinella aurita) lub wartości odżywcze produktu.


Użycie języka angielskiego dodatkowo zwiększa i tak już spore wartości poznawcze opakowania. Brawo Koral - przyszłe pokolenia będą Ci wdzięczne.
Poza tym, zwykła trójkolorowa puszka, bez polotu ale za to czytelna.


VITAE d'ORO - "Sardine tomato" reprezentuje zupełnie odmienną filozofię opakowań. Goła płaska pucha umieszczona jest w kartonowym pudełku. Z tyłu kartonika skład i inne informacje o produkcie podane są w kilku demoludzkich językach, ale zrobione jest to raczej w trosce o obcięcie kosztów, niż o rozwój konsumenta. Całość nie cieszy naszych szlacheckich ocząt. Taniocha.


DELMONACO - Płaska puszka z łatwym otwarciem pięknie błyszczy się w świetle. Naprawdę ładny kolor i naprawdę ładne wykonanie. Powiało wielkim światem. Wrażenie ekskluzywności wzmaga zdecydowana obcojęzyczność puszki. Jedynie na spodzie znajduje się biała nalepka z informacjami po polsku, ale nie przeszkadza nam ona w kontemplacji urody tej konserwy. Musimy przyznać, że producent uwiódł nas tym opakowaniem.

Wygląd opakowania: 3 punkty dla Delmonaco, 2 punkty dla Korala, 1 punkt dla Vitae d,Oro.

Koral

Delmonaco

Vitae d'Oro
Skład:
Sardynki (mniej więcej - o tym potem), sos pomidorowy, sól. Standard z małymi wariacjami co do składników sosu (wyróżnić tutaj należy Korala, który dorzucił do swego produktu kilka jarzynek oraz Delmonaco, który zaeksperymentował z dodatkiem oleju).

Ogólnie: 3 punkty dla Korala za jarzynki, 2 punkty dla Delmonaco za olej, 1 punkt dla Vitae d'Oro za konserwatyzm.


Otwieramy puszkę:

Minusem Korala jest brak łatwego otwarcia, ale na szczęście puszka wykonana jest z miękkiej blachy, co ułatwia dobranie się do środka.
Na pierwszy rzut oka najlepiej przedstawia się nam Vitae d'Oro (po prawej). Ładnie poukładane rybki ze sporą ilością sosu.
Sporą ilość sosu prezentuje także Koral, ale całość nie prezentuje się już tak estetycznie. Prawdopodobnie z powodu kształtu konserwy.
Na tle konkurencji zawartość puszki Delmonaco wypada blado (dosłownie).
Przyjrzyjmy się bliżej:


KORAL - Sos, sos, sos. Wszędzie sos. Zatopione w nim znajdują się zapewne kawałki ryby, ale całość nie wzbudza zaufania. Czyżby producent ukrywał jakiś straszny seret?


VITAE d'ORO - Rybki we właściwym ordynku i z właściwą ilością sosu nie przesłaniającą szczegółów anatomicznych sardynki. Tak właśnie wyobrażaliśmy sobie puszkę sardynek w sosie pomidorowym. Brawo.


DELMONACO - Ładnie poukładane rybki uśmiechają się do nas z puszki (no dobrze, ale na pewno by to robiły gdyby żyły). Mimo to uważamy, że trochę tu za mało sosu, a to co widać zdradza wyraźne braki w dziedzinie intensywności koloru. Zupełnie jak tani ketchup.

Wygląd "wewnętrzny": 3 punkty dla Vitae d'Oro, 2 punkty dla Delmonaco, 1 punkt dla Korala (głównie za trzymające w napięciu zasłonięcie zawartości sosem).

Konsumpcja:
Nie mamy chleba, rybki konsumowaliśmy wprost z talerza.
Z góry ostrzegamy Czytelników o słabych żołądkach, że z uwagi na kruchość sardynek oraz kolor sosu - poniższe zdjęcia są dość brutalnej natury. Tzn. natury po bezpośrednim trafieniu granatem...


KORAL - sekret producenta ujawniony. Duże dzwonka smakują nieźle, łatwo oddziela się mięso od ości, a sos jest naprawdę dobry. Pomysł z dodaniem doń warzyw był trafiony w dziesiątkę. Smak jest wyraźny i bardzo przyjemny. Mimo to, coś się tu nie zgadza. Dojdziemy do tego za moment.

VITAE d'ORO - Jezu, wolelibyśmy nie patrzeć. Ale wbrew pozorom smak jest całkiem niezły, może nie tak wyraźny jak w przypadku Korala, ale nadal w porządku. Rybka jest sympatycznie krucha i gdyby nie kręgosłupy trzaskające nam pod zębami byłoby naprawdę miło...

DELMONACO - Mięso kruche, ale smak mdły i, na dobrą sprawę, nijaki. Przypuszczamy, że to wina pofolgowania sobie podczas eksperymentowania z olejem. Sosu pomidorowego jak na lekarstwo. Pod wódkę - w sam raz. Na śniadanie - niespecjalnie.

Walory smakowe: 3 punkty Koral, 2 punkty Vitae d'Oro, 1 punkt Delmonaco.

Wnioski:
Po podliczeniu punktów wychodzi nam co następuje:
Koral 9 punktów, Delmonaco 8 punktów, Vitae d'Oro 7 punktów.
Chciałoby się odtrąbić wygraną sardynek Korala, ale... (w gastrofazie zawsze jest ale).
Zastanowiła nas wielkość kawałków ryby w kwestionowanej konserwie (szczególnie w porównaniu z wielkością rybek w konkurencyjnych produktach). Jak zwykle przeprowadziliśmy dogłębne śledztwo i dowiedzieliśmy się kilku ciekawych rzeczy. Na pewno nie możecie się doczekać aż podzielimy się z Wami tymi rewelacjami...

Otóż.
W konserwie Korala, o czym drobnym druczkiem, pod wielką nazwą SARDYNKA, informuje nas na puszce producent, zamknięta jest sardynella atlantycka, w kręgach specjalistów znana jako sardinella aurita. Ryba z rodziny clupeidae (śledziowate), o regionalnym znaczeniu komercyjnym i bardzo płodna - jej libido pozwala jej na podwajanie swojej populacji co 15 miesięcy.
W pozostałych dwóch konserwach znajduje się sardynka europejska, sardina pilchardus, znacznie mniejsza przedstawicielka śledziowatych. W odróżnieniu od swojej wyzudanej kuzynki, o wiele bardziej zajęta jest pływaniem niż seksem - jej populacja podwaja się co 1,4 do 4,4 lat. Ma też o wiele większe znaczenie komercyjne.
Panie i Panowie z Korala! Na waszym opakowaniu jak byk stoi napisane, że nabywamy sardynkę (rodzaj sardina), podczas gdy wy, licząc na naszą naiwność i nieznajomość taksonomii ryb, usiłujecie nam wcisnąć sardynelę (rodzaj sardinella)! Jesteście ostrzeżeni.

Co z tego wynika? Powyższe fakty negują wyniki naszego badania. Nie możemy porównywać dwóch, de facto różnych, produktów. Sardynela to nie to samo co sardynka. Do dupy z takim testem.
Podsumowując - wstyd się przyznać ale zdemaskowana sardinella aurita smakuje nam najbardziej. Pływa utopiona w smakowitym sosie a stosunek ceny do ilości przedstawia się zachęcająco. Coś w sam raz dla wymagających smakoszy.
Sardina pilchardus w wykonaniu Vitae d'Oro to dobry wybór dla oldschoolowych smakoszy ryb. Klasyczna sardynka w klasycznym opakowaniu. Smak i cena - bez zarzutu.
Sardynka Delmonaco to wspaniały wybór dla lanserów. Doskonale wygląda w lodówce a pozatym doskonale wygląda w lodówce. No i nie jest tak plebejsko tania jak sardynki Vitae d'Oro. Czy pisaliśmy już, że doskonale wygląda w lodówce?


Śpij spokojnie statystyczny konsumencie, gastrofaza czuwa.
Miłego wieczoru.

2006-06-01

Prawdziwe Salami Chips

Dzień dobry.
Dzisiaj ciekawostka. Prawdziwe Salami Chips produkcji Igloomeat - Sokołów z Dębicy. Nie jest to co prawda żywność niskobudżetowa, ale z całą pewnością kwalifikuje się do kategorii "dziwna". Zapraszamy.


Wygląd opakowania:
Profesjonalnie zaprojektowana i wydrukowana torba foliowa. Eligancja Francja. Luksus kłuje w oczy. Jedyne do czego możemy się przyczepić, to dominujący kolor - jak nic przypominający kolorystykę opakowań Whiskas. Cóż, pozostaje się cieszyć, że w naszym sumpermarkecie działy mięsny i z karmą dla zwierząt są od siebie oddalone. W przeciwnym razie mogłoby dojść do wielu zabawnych pomyłek...


Skład:
W naszym kraju nie da się uciec od świń. Świnie dominują nie tylko w parlamencie, ale także w składzie produktów spożywczych. Jest to kolejny fakt zadający kłam twierdzeniu, że Polską pomiata lobby masońsko - żydowskie. Na nasz rozum - gdyby Żydzi chcieli mieszać się w nasze sprawy - ich pierwszą decyzją byłoby wycofanie zakazanej, nieczystej wieprzowiny z polskiego menu. Wtedy, do spółki z masonami, mogliby już spokojnie mieszać nam na naszym tradycją uświęconym, krwią i blizną pokoleń zdobytym talerzu. Zabrać Polakowi wieprzowinę, to jakby odebrać mu część jego tożsamości, a przecież to o tożsamość właśnie toczy się najcięższa walka na ideologicznym froncie narodu...
Oprócz wieprzowiny zwraca uwagę obecność wołowiny (nieśmiale debiutuje w gastrofazie) oraz enigmatyczne "kultury starterowe". Dbając o swój i Czytelnika rozwój, przeprowadziliśmy szybkie śledztwo i oto czym są rzeczone kultury starterowe.
Bakterie, zarazki, fuj, świństwo. Nie dość, że od wieprzowiny możemy dostać pryszczycy, a od wołowiny choroby Creutzfeldta-Jacoba (też Żydzi), to jeszcze dodatkowo narażeni jesteśmy na kontakt z niezidentyfikowanymi mikrobami. Koszmar hipochondryka.
Obecności czosnku nie komentujemy, bo nie pasuje nam do teorii z pierwszego akapitu.
Hava nagila, ve nismecha


Otwieramy opakowanie:
Chwilę zajęło nam otwarcie woreczka. Solidna, gruba folia z uporem poddawała się naszym staraniom ale w końcu dopięliśmy swego.
Całkiem ładny zapach, jeśli się lubi takie kiełbasiane klimaty. I jak to zwykle w przypadku takich opakowań bywa, 3/4 worka wypełnia właśnie zapach. Ładnie pachnące, to prawda, ale jednak tylko powietrze.


Konsumpcja:
Spodziewaliśmy się zbliżonych do chipsów, suchych kawałków salami. Tymczasem otrzymaliśmy pokrojoną w plastry podsuszaną kiełbasę. Całkiem niezłą, choć smakiem nie przypominającą salami. Całkiem tłustą do tego. Dobre, ale taniej by wyszło kupić całą i pokroić, bo kupując Salami Chips płacicie 5 PLN za 80 gramów kiełbasy. No ale z drugiej strony - za luksus trzeba płacić. I jaki lans, jak się stoi z takim opakowaniem przy kasie. Prawdziwe Salami Chips aż krzyczą "forsa!".
Fura, skóra, salami...

Podsumowanie:
Produkt dobry, ale my i tak będziemy się czepiać.
Jak podaje Wikipedia salami to kiełbasa sporządzona w 40% z mięsa wieprzowego, w 40% mięsa wołowego i 20% tłuszczu, czyli że proporcje obu rodzajów mięsa są równe*. Na opakowaniu omawianego produktu jest napisane, że do wytworzenia 100 gramów użyto 117,4 g świni i 30,3 g woła, co oznacza, że proporcje wynoszą ponad 3 części świniny na 1 część krowiny (znowu ta cholerna wieprzowa dominacja). W związku z tym, nieuzasadnione naszym zdaniem jest używanie przymiotnika "prawdziwe salami" w nazwie produktu. No chyba, że chodzi tutaj o prawdziwość chipsów z salami, w odróżnieniu od tych wszystkich podrabianych chipsów z salami. Nie widzieliście w sklepie opakowań z podobnymi produktami? My też nie. Albo więc producent wiąże bardzo wielkie nadzieje związane z rozwojem tej gałęzi wędliniarstwa, albo wie coś czego my nie wiemy. Niesamowite.
Mimo to - Jedynie Słuszne, Prawdziwe Salami Chipsy mają pewną zaletę, którą należy podkreślić. Chodzi nam o mnogość zastosowań:

Mogą pełnić rolę przeznaczoną klasycznym przekąskom,


ale, w odróżnieniu od klasycznych przekąsek, można je także wsadzić w bułę i pożreć jak zwyczajne kawałki kiełbasy, którymi przecież w rzeczywistości są.
Prawdziwe Salami Chipsy. Pokrojona sucha kiełbasa w eleganckim opakowaniu.
Pimp my wędlina.
Tak proste, że aż genialne.
4+
______________________
* Nie wiemy na ile wiarygodna jest Wikipedia ale na potrzeby naszego czepialstwa wystarczy.