2007-10-16

Chińszczyzna cz. 1 - Fuczu

Witajcie.
Dzisiejsza odsłona Gastrofazy powstała w koprodukcji z Żyrafą. Przed Wami, prosto z Chińskiej Republiki Ludowej, fuczu, czyli suszone kożuchy z mleka sojowego!
Zapraszamy.


Wygląd opakowania:

Nad Wisłę fuczu dotarło (dotarły?) w zwykłym foliaku, dlatego aby uatrakcyjnić treści, postanowiliśmy uzupełnić kompozycję o mapę. Chiny znajdują się pod reklamówką. Ładnie, prawda?
Oryginalny chiński foliowy worek (zaprojektowany zgodnie ze starą maksymą Konfucjusza mówiącą, że: "Najlepsza informacja to taka, której nie widać, dlatego stawiaj czerwone znaki na tle czerwonym") kryje w sobie kilkadziesiąt suchych patyczków w kolorze kawy z mlekiem:


Wygląd produktu:
Jak widać na zdjęciu, fuczu ma formę suchych, pomarszczonych lasek bez żadnego określonego zapachu ani smaku. Próba polizania nie przyniosła ciekawych efektów, poza ogólnym odczuciem plastikowej gładkości. Plastik - takie są pierwsze wrażenia z obcowania z fuczu. Smakuje jak plastik, pachnie i jak plastik i nawet wydaje podobne dźwięki gdy nim o coś postukać.


Zbliżenie ujawnia włóknistą naturę fuczu, i przypomina nam czym w rzeczywistości jest: zasuszonym kożuchem z mleka sojowego.

Niestety w obecnej formie produkt nie nadaje się do spożycia - z uwagi na wyżej wymienione cechy zalecane jest jego uprzednie spreparowanie.
W tym celu oddajmy go w wykwalifikowane ręce Żyrafy.


Przygotowanie:

Po połamaniu na mniejsze kawałki fuczu wylądowało w garze z wodą w celu zmięknięcia.
Gdyby był to tylko nasz, gastrofazowy, projekt - przygotowanie potrawy na tym by się zakończyło. Poczekalibyśmy aż fuczu wystarczająco zmięknie, po czym zjedlibyśmy je wprost z garnka. Jednak tym razem na gastrofazie gościmy Żyrafę, która udowodni nam, że miejsce kobiety, nawet tak odważnej i wyemancypowanej jak ona sama, jest w kuchni.
Dlatego też, podczas gdy fuczu kruszało w garnku, Żyrafa raźno zabrała się za przygotowanie reszty posiłku, na który miała składać się mieszanka potraw w stylu chińskim.


Kurczak, warzywa, pieczarki - wszystko usmażone tak, aby usunąć zagrożenie wystąpienia witamin i substancji odżywczych. Oto tajemnica sukcesu chińskiej kuchni.
W czasie gdy Żyrafa zajęta była kuchennymi czynnościami (większość z których znamy tylko z nazwy) my czuwaliśmy nad procesem mięknięcia fuczu. Było to zadanie odpowiedzialne i ciężkie, ale podołaliśmy.


Po kilkunastu minutach leżakowania, rozmokłe fuczu zaczęło przypominać nieco wargi sromowe, czym bardzo zyskało w naszych oczach. Niestety zapach nadal pozostawał nieobecny, a nie mieliśmy przy sobie śledzia by jeszcze bardziej urealnić doznania...


Wreszcie nadeszła pora odcedzenia fuczu i podsmażenia go wraz z innymi składnikami na woku.


Konsumpcja:

Powyższa fotografia mówi sama za siebie. O ile fuczu samo w sobie zbyt piękne nie jest, o tyle jako składnik chińskiego dania prezentuje się całkiem nieźle. Podobnie jest ze smakiem. Rozgotowane nie posiada żadnego, ale podane z warzywami, olejem i innymi dodatkami staje się bardzo smacznym daniem.
Gdyby nie pałeczki, które z początku utrudniały nam obcowanie z fuczu i zamieniły obiad w pokaz cyrkowy z żonglowaniem, prestidigitatorstwem i dużą dawką klaunowania, napisalibyśmy, że jest to potrawa stateczna i elegancka. A tak - napiszemy tylko, ostatnio tyle zabawy podczas posiłku mieliśmy w zamierzchłych czasach, gdy każda porcja puree z ziemniaków stawała się wyspą otoczoną ze wszystkich stron przez krokodyle z połówek ogórka konserwowego...


Wnioski:
Fuczu ma wiele twarzy, a każda z nich zależy tylko i wyłącznie od Twojej wyobraźni i inwencji. Jest jak mentalna plastelina dająca się formować wedle woli i uznania; stająca się tym, czym chcesz żeby była, niezależnie od tego czy są to treści pornograficzne czy też smaczny i pożywny posiłek. Czy też, jak w naszym wypadku, i jedno i drugie.
Fakt, że fuczu jest zaschniętym kożuchem z mleka sojowego nie wpływa na doznania konsumującego (chciałoby się powiedzieć "a szkoda"). Równie dobrze mogło by być suszonym niedźwiedzim penisem lub kłączem żeń-szenia - poza nazwą nic nie wskazuje na jego pochodzenie i nic nie wstrzymuje nas przed konsumpcją.

Tak czy inaczej - fuczu to czysta zabawa, prawie tak dobra jak czytanie angielskich tekstów pisanych przez Chińczyków.

Pucca jest słodką córką właściciela chińskiej restauracji...
Jest manią do chińskiego stylowego makaronu.
Jej chłopak to GARU. Jest zawsze goniony przez nią.
Będziesz się spodziewał ich zabawnej historii miłosnej.


Chińczycy rządzą!

2007-08-10

Kurczak w galarecie

Witajcie po rocznej przerwie spowodowanej tylko i wyłącznie naszym lenistwem. Obiecujemy poprawę i w ramach zadośćuczynienia proponujemy Wam, drodzy czytelnicy, swoistą podróż w czasie. Dziś zabierzemy Was w odwiedziny do pramatki dań barowych, miss lad chłodniczych PRL – przed Wami test kurczaka w galarecie Qualita firmy Gaster z Jaśkowic!

Wygląd opakowania:
Przeźroczysty kubeczek jest jak stringi – nic nie ukrywa i nawet nie ma takiego zamiaru. Przeciwnie – ma na celu zachęcić do wizualnej i, w miarę możliwości oralnej, konsumpcji. W odróżnieniu od stringów jednak, opakowanie galaretki z kurczakiem ma również za zadanie utrzymywać swą zawartość wewnątrz, czego o wymienionym wcześniej artykule bieliźnianym powiedzieć się nie da…
Ale porzućmy ekscytujący świat damskiej bielizny i wróćmy do omawiania opakowania testowanego produktu.
Dekielek kubka jest standardowy: nazwa produktu, jego skład, zdjęcie podpisane „propozycja podania” oraz nazwa i adres producenta. Projektant nie miał zbytnich możliwości popuszczenia wodzy fantazji, pozostał więc przy konwencjonalnych rozwiązaniach designerskich, co wyszło na dobre czytelności i jasności przekazu. Jedyna rzecz, która nas zastanowiła, to informacja, że przy zakupie produktu otrzymujemy „Jakość gratis”. Bardzo nas to cieszy, bo Gastrofaza nie może się poszczycić wysokim budżetem i nie ma w zwyczaju płacić dodatkowo za jakość.

Skład:
Zawsze myśleliśmy, że galareta to po prostu… galareta. Galaretka z kurczakiem unaocznia nam jednak jak wielka cechowała nas ignorancja. Otóż w skład omawianego produktu, poza oczywistą żelatyną, wchodzi wyjątkowa mnogość składników, z Trójcą Świętą konserwantów: glutaminianem sodu, sorbinianem potasu i benzoesanem sodu na czele. Oprócz nich, pośród plejady mniej lub bardziej sztucznych składników wybija się stosowany zamiast cukru aspartam, jeden z najniebezpieczniejszych dodatków do żywności, co cieszy nas ogromnie, gdyż kochamy ryzyko, a ryzyko zachorowania na nowotwór w szczególności. Spożycie kurczaka w galarecie firmy Gaster z Jaśkowic daje nam szansę zapadnięcia (wybierając tylko jedną spośród wielu dostępnych możliwości), na przykład, na guza mózgu, a to jest przecież pierwsza liga raka(1). Zaiste – jakość gratis!
W porównaniu z powyższym „mięso drobiowe gotowane 22%” i „warzywa – w różnych proporcjach” brzmi nudno, pospolicie i nie wzbudza emocji w żądnych przygód garmażeryjnych kaskaderach.

Otwieramy opakowanie:
Po zerwaniu wieczka jawi nam się bezbarwna, gładka masa z zatopionymi gdzieś głęboko kawałkami czegoś różowego. Całość wygląda, jak coś co wykasłał gruźlik, ale przecież decydując się na konsumpcję musimy mieć świadomość, że z założenia galareta ma się do estetyki tak jak Agnieszka „Frytka” Frykowska ma się do idealizmu transcendentalnego Kanta.
Z niewiadomych przyczyn pachnie morzem… Czyżby to było nawiązanie do wyraźnie meduziej charakterystyki produktu?

Konsumpcja:
Po wydobyciu produktu na talerz zaczęliśmy się zastanawiać, jak to co mamy przed sobą ma się do „propozycji podania” jaką producent zamieścił na wieczku. Po kilku nieudanych próbach złożenia z kawałków mięsa, groszku, pokrojonej marchewki i fragmentów meduzy czegoś, co choćby z grubsza przypominałoby całego usmażonego kurczaka przybranego kolorowymi warzywami i jajeczkiem, uznaliśmy swoją niższość i zabraliśmy się do konsumpcji produktu w takiej formie w jakiej go zastaliśmy w opakowaniu – czyli jako rozciapanej mieszanki żelatyny, zimnego kurczaka, twardego groszku i rozgotowanej marchewki.
Sama galareta ma kwaśno-słodki smak, przy czym nie należy go mylić ze słodko-kwaśną odmianą chińskiej kuchni. W tym wypadku pomieszanie słodkiego z kwaśnym daje efekt mdły i nijaki (w sumie jest to jeden z nielicznych przypadków, w których wygląd produktu wyraźnie sugeruje jego smak).
Na szczęście inne składniki produktu nadrabiają braki – marchewka smakuje jak marchewka, groszek jak groszek, a kurczak – jakby przed śmiercią karmiono go z popielniczki, lub gdyby zbyt często wymykał się z kurnika na papierosa. Kurczak w galarecie Qualita zdecydowanie nie nadaje się dla osób, które planują lub w są w trakcie rzucania palenia.
Aby tradycji stało się zadość i szanując zasady naszych ojców i dziadów – postanowiliśmy spożyć część galaretki polewając ją octem. Decyzja o tyle zbawienna, że niweluje smak meduzy i kurczaka – nikotynisty. Pod warunkiem oczywiście, że ktoś lubi smak octu, bo tylko on zostaje…

smakuje tak, jak wygląda
Wnioski:
Osobiście nie mamy pojęcia jaki jest cel spożywania galarety (i nie mówimy tu tylko o kurczaku w galarecie Qualita ale o żelatynie ogólnie), ale generacje bywalców barów chyba nie mogą się mylić. Jak Polska Ludowa długa i szeroka, całe zastepy synów chłopa i robotnika przekraczały drzwi klubokawiarni i restauracji już od progu wołając: „lornetę i meduzę pani kierowniczko!”, po czym popychały ciepłą żytnią kawałkami zimnej galarety.

lorneta & meduza

Chyba faktycznie polem specjalizacji żelatyny, jej prawdziwą niszą, był rynek zakąsek barowych – niszą, którą wypełniały szczelnie przez prawie 50 lat. Czasy się jednak zmieniły i mimo wprowadzenia wielu innowacji do składu (vide omówione wyżej chemikalia) oraz marketingowego face-liftingu kurczak w galarecie Qualita, wraz z resztą swych meduzopodobnych pobratymców, pozostaje tym czym jest w rzeczywistości – reliktem z czasów gospodarki planowej, tak jak Fiat 126p, festiwal piosenki w Opolu czy SLD.
Pozwólmy odejść legendom...

Antycypując społeczne oczekiwania i dla poprawienia nastroju prezentujemy zdjęcie damskiej pupy w stringach:



(1) Żeby nie było niedomówień. Aspartam nie jest składnikiem stosowanym wyłącznie przez producenta omawianej dziś galaretki. Ten niebezpieczny dodatek serwowany nam jest codziennie w niezliczonej ilości odsłon z dietetycznymi napojami typu „light” na czele. W sumie nie powinno to dziwić nikogo, bo przecież wszyscy wiemy, jakie wspaniale szczupłe sylwetki mają osoby w terminalnym stadium raka…

2007-02-06

Zapowiedź

W najbliższych dniach na Gastrofazie zamieścimy niesamowity test chińskich zupek. Bądźcie z nami nadal.
Z poważaniem
redakcja Gastrofazy