Wygląd opakowania:
Przeźroczysty kubeczek jest jak stringi – nic nie ukrywa i nawet nie ma takiego zamiaru. Przeciwnie – ma na celu zachęcić do wizualnej i, w miarę możliwości oralnej, konsumpcji. W odróżnieniu od stringów jednak, opakowanie galaretki z kurczakiem ma również za zadanie utrzymywać swą zawartość wewnątrz, czego o wymienionym wcześniej artykule bieliźnianym powiedzieć się nie da…
Ale porzućmy ekscytujący świat damskiej bielizny i wróćmy do omawiania opakowania testowanego produktu.
Dekielek kubka jest standardowy: nazwa produktu, jego skład, zdjęcie podpisane „propozycja podania” oraz nazwa i adres producenta. Projektant nie miał zbytnich możliwości popuszczenia wodzy fantazji, pozostał więc przy konwencjonalnych rozwiązaniach designerskich, co wyszło na dobre czytelności i jasności przekazu. Jedyna rzecz, która nas zastanowiła, to informacja, że przy zakupie produktu otrzymujemy „Jakość gratis”. Bardzo nas to cieszy, bo Gastrofaza nie może się poszczycić wysokim budżetem i nie ma w zwyczaju płacić dodatkowo za jakość.
W porównaniu z powyższym „mięso drobiowe gotowane 22%” i „warzywa – w różnych proporcjach” brzmi nudno, pospolicie i nie wzbudza emocji w żądnych przygód garmażeryjnych kaskaderach.
Otwieramy opakowanie:
Po zerwaniu wieczka jawi nam się bezbarwna, gładka masa z zatopionymi gdzieś głęboko kawałkami czegoś różowego. Całość wygląda, jak coś co wykasłał gruźlik, ale przecież decydując się na konsumpcję musimy mieć świadomość, że z założenia galareta ma się do estetyki tak jak Agnieszka „Frytka” Frykowska ma się do idealizmu transcendentalnego Kanta.
Z niewiadomych przyczyn pachnie morzem… Czyżby to było nawiązanie do wyraźnie meduziej charakterystyki produktu?
Konsumpcja:
Po wydobyciu produktu na talerz zaczęliśmy się zastanawiać, jak to co mamy przed sobą ma się do „propozycji podania” jaką producent zamieścił na wieczku. Po kilku nieudanych próbach złożenia z kawałków mięsa, groszku, pokrojonej marchewki i fragmentów meduzy czegoś, co choćby z grubsza przypominałoby całego usmażonego kurczaka przybranego kolorowymi warzywami i jajeczkiem, uznaliśmy swoją niższość i zabraliśmy się do konsumpcji produktu w takiej formie w jakiej go zastaliśmy w opakowaniu – czyli jako rozciapanej mieszanki żelatyny, zimnego kurczaka, twardego groszku i rozgotowanej marchewki.
Sama galareta ma kwaśno-słodki smak, przy czym nie należy go mylić ze słodko-kwaśną odmianą chińskiej kuchni. W tym wypadku pomieszanie słodkiego z kwaśnym daje efekt mdły i nijaki (w sumie jest to jeden z nielicznych przypadków, w których wygląd produktu wyraźnie sugeruje jego smak).
Na szczęście inne składniki produktu nadrabiają braki – marchewka smakuje jak marchewka, groszek jak groszek, a kurczak – jakby przed śmiercią karmiono go z popielniczki, lub gdyby zbyt często wymykał się z kurnika na papierosa. Kurczak w galarecie Qualita zdecydowanie nie nadaje się dla osób, które planują lub w są w trakcie rzucania palenia.
Aby tradycji stało się zadość i szanując zasady naszych ojców i dziadów – postanowiliśmy spożyć część galaretki polewając ją octem. Decyzja o tyle zbawienna, że niweluje smak meduzy i kurczaka – nikotynisty. Pod warunkiem oczywiście, że ktoś lubi smak octu, bo tylko on zostaje…
Pozwólmy odejść legendom...
Antycypując społeczne oczekiwania i dla poprawienia nastroju prezentujemy zdjęcie damskiej pupy w stringach:
(1) Żeby nie było niedomówień. Aspartam nie jest składnikiem stosowanym wyłącznie przez producenta omawianej dziś galaretki. Ten niebezpieczny dodatek serwowany nam jest codziennie w niezliczonej ilości odsłon z dietetycznymi napojami typu „light” na czele. W sumie nie powinno to dziwić nikogo, bo przecież wszyscy wiemy, jakie wspaniale szczupłe sylwetki mają osoby w terminalnym stadium raka…