2006-05-31

Paprykarz Szczeciński

Witamy.
Dzisiejsza odsłona gastrofazy poświęcona będzie istotnemu elementowi dziedzictwa narodowego - Paprykarzowi Szczecińskiemu. Czapki z głów. Ten konkretny egzemplarz wyprodukowany został przez PPH "Rekin" z Brzeźnicy.

Wygląd opakowania:
Krótko i na temat. Żadnych zdjęć, upiększeń. Prosta, czysta forma, czyli w sam raz taka, jaka należy się produktowi kultowemu. Paprykarz nie wymaga reklamy. Jeśli chodzi o nas - paprykarz mógłby być sprzedawany prosto z podłogi - i tak byśmy go jedli.


Skład:
Jaka miła odmiana po tych wszystkich mielonkach! Ani śladu wieprzowych skórek. Brak obecności oddzielonego mechanicznie mięsa kurcząt oraz witamin z grupy E. Jest za to całkiem rozsądna ilość ryb morskich. Niemalże słychać szum fal. Wszystko tak naturalne jak stosunek przerywany.
Ryby i cebula zadbają o niezbędne witaminy, ryż wspomoże trawienie i osłoni żołądek, koncentrat pomidorowy zajmie się nagromadzonymi wolnymi rodnikami... Żródło wiecznej młodości. Jesteśmy pewni, że bogowie na Olimpie jedli paprykarz... Już się nie możemy doczekać otwarcia puszki.


Otwieramy puszkę:
Hmm. Nie do końca tego się spodziewaliśmy. Na powierzchni znajduje się zakrzepła masa o kolorze, jakiego nie da się inaczej określić jak tylko "sraczkowaty". Ogólny fekalny klimat wzmacniają białe zierenka ryżu, czające się przy powierzchni produktu. O ile dobrze pamiętamy - paprykarz powinien być bardziej czerwony niż, z braku lepszego słowa, brązowy.
Dajmy nura do środka:


Arrr, na Neptuna! W miejscu, gdzie zawartość nie dotyka ścianek puszki, utworzyła się ciemnobrązowa twarda skorupa. Mamy coraz silniejsze wrażenie, że ryż który jest składnikiem tej konserwy, i który tak mruga do nas filuternie oczkami, już wcześniej komuś pomógł w trawieniu... Jedyne co przekonuje nas o tym, że mamy do czynienia z produktem rybnym a nie z obornikiem jest zapach.

Konsumpcja:
Przypominam, że cały czas zajmujemy się Paprykarzem Szczecińskim. To, co widać na zdjęciu to nie jest efekt naszego kucnięcia nad talerzem. Możliwe, że wcześniej ktoś kucnął nad puszką, ale my nie mamy z tym nic wspólnego. Aż do tej chwili...


Uff. Na szczęście to jednak ryba... O dziwo, produkt okazał się całkiem jadalny. Klasyczny smak paprykarzu, który nauczyliśmy się cenić i szanować. Przyprawiony w sam raz, lekko ostry z twardymi ziarnami ryżu. Okazuje się, że nie taki diabeł straszny. Gdyby nie te ości wchodzące co chwilę w zęby, byłoby całkiem OK. Moglibyśmy się jeszcze przyczepić, że paprykarz jest nieco za suchy, ale wobec naszych wcześniejszych obaw - jest to rzecz marginalna i zupełnie pozbawiona znaczenia.
Grunt, że przetrwaliśmy. Jesteśmy z siebie dumni.

Podsumowanie:
Paprykarz Szczeciński PPH "Rekin" to gastronomiczna kolejka górska. Trwoga przeplata się z ulgą i przyjemnością. Po otwarciu, wygląd produktu może zmusić tych o słabszych żołądkach do przemyślenia przejścia na wegetarianizm. Przejścia połączonego z długą wizytą w toalecie. Ci, którzy zachowają zimną krew lub wykażą się brakiem wyobraźni, wynagrodzeni zostaną klasycznym smakiem, sporą dawką odżywczych składników i piorunującym zapachem z ust.
Do zobaczenia.

P.S.

Przypomniało nam się, co opowiadał nasz znajomy, który pływał po trawlerze, na temat produkcji paprykarzu. Podobno wszystkie odpady z sieci rybackich, wraz z muszlami itd, trafiają na statku do maszyny zwanej "wilk". Jest to wielki młyn z zębami, który mieli to wszystko, razem z kiepami robotników, guzikami od koszuli i niepopularnymi członkami załogi. Masa, która wyjeżdża z tej maszyny zagłady, po dodaniu ryżu i innych składników, trafia do puszek a potem na półki w sklepach, jako paprykarz właśnie...
Mniej wiesz, lepiej śpisz.
Do usług...

2006-05-28

Kiełbasa Parówkowa Pakosławska

Witajcie.
Mamy świadomość, że do tej pory sprawialiśmy wrażenie, że Gastrofaza poświęcona jest wyłącznie różnym odmianom mielonek.
O ile temat ten jest niewątpliwie fascynujący, o tyle nie jest naszą intencją eksplorować tylko jeden rodzaj quasi-żywności. Naszą misją jest uświadamianie i nauczanie oraz ciągłe przesuwanie horyzontów wiedzy konsumenckiej coraz dalej i dalej. Dlatego prosimy, przywitajcie ciepło Kiełbasę Parówkową Pakosławską, dumne dzieło Z.P.M Henryk Jadwiga Majerowicz.


Wygląd opakowania:
Klasyczny wór z grubej folii z nalepką informacyjną. Stałe tło wszystkich lodówek z mięsem, we wszystkich supermarketach w tym i w równoległych wszechświatach. Minimalistycznie i utylitarnie. Taka parówkowa IKEA.


Skład:
Przeczytajmy skład. Widzicie? Widmo mielonki krąży nad nami. Dodajmy tylko mięso oddzielone mechanicznie z kurcząt i dostaniemy Konserwę Turystyczną. Daje do myślenia. Na nasz rozum wychodzi, że mielonka to taki archetyp, pramatka, skutek i przyczyna wszelkiego pożywienia. Oczyma wyobraźni widzimy dwa prapłazy walczące o kawałek tłuszczowo - wieprzowej gdzieś na brzegu paleozoicznego jeziora...


Przygotowanie:
Garnek, woda, gaz - to mniej więcej wszystko co należy mieć aby przyrządzić Kiełbasę Parówkową Pakosławską. A przynajmniej tak nam się wydaje, bo producent nigdzie nie podał sugerowanego sposobu przygotowania. Ale nie bylibyśmy sobą, gdybyśmi nie spróbowali produktu na surowo.


Smakuje zupełnie nie jak mielonka. Na dobrą sprawę nie smakuje także jak parówka. Bardziej przypomina nam to smak bardzo starej kiełbasy zwyczajnej. Dość twarda skóra stawia opór pod zębami. 4,3 za ogólną wartość artystyczną.
Woda jeszcze się nie zagotowała, więc zastanówmy się nad innymi możliwymi zastosowaniami Parówkowej Pakosławskiej. Na pewno mogłaby służyć rozwijaniu wyobraźni 4 latka:

kwiatek

kierownica F-1

członek męski

Nudy. Niestety nie jesteśmy już 4 latkiem. Wbrew pozorom.
No, ale woda już się zagotowała, wrzućmy więc do niej nasze nieszczęsne parówki i zobaczmy co się stanie...



Ładne bąbelki. Swoją drogą, to tutaj to chyba jedyna forma jacuzzi dostępna świniom...

Konsumpcja:
Dziwnie wyglądają te parówki. Trzeba im to przyznać. Zresztą, dziwnie zachowywały się już przy wyciąganiu ich z wody. Przy próbie nabicia ich na widelec robiły "buch" i pękały na całej długości. Zupełnie jakby w parówce dochodziło to takich naprężeń, że już delikatne naruszenie ich struktury prowadziło do natychmiastowej katastrofy. Zastanawia nas jaki składnik produktu tak powiększa swoją objętość pod wpływem ciepła? Woda? Polifosforan sodu? W każdym razie odkrywamy przyczynę twardości skóry, jaką odnotowaliśmy przy próbie na zimno. Gdyby nie skóra - parówka prawdopodobnie ulegałaby dezintegracji w garnku i zamiast znajomych i wypróbowanych fallicznych kształtów musielibyśmy spożywać gulasz...
O ile na zimno Kiełbasa Parówkowa Pakosławska smakowała jak stara zwyczajna, o tyle na ciepło smakuje jak... Właściwie to w ogóle nie smakuje. Zaczynamy podejrzewać, że głównym składnikiem użytym do produkcji nie były świnie a tektura...
No, ale właśnie z myślą o takich przypadkach starożytni sumeryjczycy wymyślili ketchup...

Podsumowanie:
Na zakończenie mamy ciekawostkę. Zwróćcie uwagę na miejscowość w jakiej została wyprodukowana ta kiełbasa.


To naprawdę wiele wyjaśnia. Między innymi ten dziwny posmak jaki mamy teraz w ustach...

Ogólnie rzecz biorąc, Kiełbasa Parówkowa Pakosławska to produkt z kryzysem tożsamości. Nie wie czy ma być poważną kiełbasą, czy też nieco frywolną parówką. Jak zawsze, służymy pomocą:

- Pakosławska - jesteś zwykłym, pospolitym serdelem!

Gdyby Pakosławska była człowiekiem, byłaby referentem d.s. administracyjno - biurowych w Urzędzie Gminy Maszewo...
Jako że praktycznie nie ma smaku, możemy sobie odpuścić zakup i po prostu od razu wypić butelkę keczupu...
Sijunara.

2006-05-27

Konserwa tyrolska

Witamy po przerwie.
Sporo czasu zajęło nam dojście (choć może raczej właściwszym będzie tutaj zwrot przedarcie się) do siebie po ostatnim teście, ale już jesteśmy w formie; zwarci i gotowi aby przedstawić Wam kolejny nieśmiertelny klasyk, evergreen świata mielonek - KONSERWĘ TYROLSKĄ, która ujrzała świat dzięki staraniom "Z.M. Witold Werbliński" spod Kalisza.

Wygląd opakowania:
Nie bardzo wiemy co napisać. Wieje nudą. Klasyczna uspokajająca zieleń, tak ukochana przez większość producentów. W zasadzie tylko nieistotne detale różnią tą etykietę od setek innych. Nawet zdjęcie produktu zrobione jest podobnie. Zaczynamy podejrzewać, że jest gdzieś w Polsce agencja reklamowa, która wyspecjalizowała się w tworzeniu etykiet na mielonkę, po czym szybko zmonopolizowała rynek.
I tej wersji się trzymajmy, choć i tak wszyscy wiemy, że wygląd konserw kontrolowany jest przez Układ i nieprzychylne rządzącej koalicji media...
Spokojnie. Komisję się powoła, Komisja to zbada...


Skład:

Jak zwykle wariacja na temat. O ile wszyscy producenci starają się, aby ich puszki wyglądały możliwie podobnie, o tyle cała walka konkurencyjna przeniosła się na front składu. Zastanawia nas - jak oni to robią, że pomimo takich różnic w ilościach składników, smak wszystkich mielonek jest tak do siebie zbliżony? (oczywiście nie mówimy tu o Mielonce Tłuszczowo Wieprzowej, która stanowi klasę sama dla siebie).
I choć w innej zapewne ilości, to po raz kolejny znajdujemy wywołujące dreszcze mięso z kurcząt odkostnione (lub oddzielone - to to samo. Dokształciliśmy się) mechanicznie. Ponownie na scenie zjawia się wieprz w nieodłącznym towarzystwie swoich skórek, oraz feeria składników spod znaku "E". Jedyne co nas zastanawia to te "przyprawy w różnych proporcjach". Od czego zależą różnice w proporcjach przypraw? Od puszki? Od fazy księżyca? Od tego, że akurat dzisiaj kierownik produkcji miał mniejszy katar..?
Acha - prawie zapomieliśmy. Sznytu indywidualności nadaje Konserwie tyrolskiej obecność kaszy.


Otwieramy puszkę:
Robimy to nieśmiało, pomni wcześniejszych doświadczeń. Z pomocą przychodzi praktyczne uszko, oszczędzając nam kłopotów związanych z szukaniem otwieracza do konserw.
Zaglądamy do środka.
Tyrol. Nazwa sugeruje nam śnieżne szczyty, orzeźwiający wiatr pośród świerków i szmer krystalicznej wody wśród kamieni. Po raz kolejny nasza bujna wyobraźnia obraca się przeciwko nam, bo zamiast realizacji marzeń o alpejskim raju otrzymujemy to:


Widok kojarzy nam się raczej z Księżycem niż z Tyrolem.
Do tego ten zapach... Ten wiatr, nawet jeśli kiedyś krążył pośród alpejskich szczytów, to z całą pewnością potem kilkakrotnie przeszedł przez trzewia krowy Milki.


Konsumpcja:
Zadanie było utrudnione, bo z uwagi na nagły i niepodziewany atak pleśni nasza pomoc naukowa przydała nam się jedynie do wykonania zdjęcia. Konserwę musieliśmy degustować bez chleba...
No dobra, próbujemy...
Niby ciało stałe, ale jakoś tak się dziwnie rozpływa w ustach. Smakuje skwaśniałym masłem z sugestią kaszy. Choć sugestia to chyba nie jest dobre słowo. Na tej samej zasadzie można powiedzieć, że Hitler zasugerował Czechosłowacji oddanie Sudetenlandu.
Dlatego pora skończyć uprzejmości. Kategorycznie twierdzimy, że Konserwa tyrolska Werblińskiego smakuje jak kasza manna z nieświeżym masłem.


Podsumowanie:
To, co przeszły nasze kubki smakowe ciężko opisać słowami. Znacznie lepsze będzie to . Zastanawiamy się, jakim pokrętnym i chorym zrządzeniem losu w całą tą historię wmieszano Tyrol - tą sympatyczną skądinąd krainę. Czekamy jeszcze na kaszankę Toskańską i salceson Kataloński. Potem będzie można umierać...
Koniec. Musimy się położyć.

P.S. Poszliśmy wyrzucić puszkę. Oto, co zebrało się na jej dnie:


Kierownik produkcji u Werblińskiego chyba naprawdę bardzo kocha swoją pracę...

2006-05-17

Mielonka tłuszczowo - wieprzowa

Witamy.
Dzisiaj przedstawimy Wam dumną córę Pomorza Zachodniego, tajemniczą Nemesis znad Zalewu Szczecińskiego - MIELONKĘ TŁUSZCZOWO - WIEPRZOWĄ (czytać stojąc na baczność!) szczecińskiej firmy Agryf.

Wygląd opakowania:
Nazwa produktu nie pozostawia wiele miejsca na złudzenia. Ale z drugiej strony, od czasu "Sklepu mięsno - spożywczego" na jaki natknęliśmy się wiele lat temu w Bukowcu w Rudawach Janowickich, żaden szyld nie zachęcił nas tak bardzo do spenetrowania zawartości. Kochamy smak przygody...

Ale zanim zbadamy wnętrze konserwy, przyjrzyjmy się jeszcze na moment jej etykiecie. Jak już pisaliśmy - nie pozostawia wiele złudzeń. Zgniła zieleń wprowadza nas w nastrój odpowiedni do obcowania z produktem. Znaczenia tajemniczego rozporka nie podejmujemy się rozszyfrować; nasze wykształcenie i doświadczenie podpowiada nam, że jest to bardziej coś z branży Ericha von Daenikena niż antropologii kultury...
Dla tych, którzy na podstawie wyglądu etykiety nie byli sobie w stanie jeszcze wyrobić opinii co do jakości zawartości - usłużny producent zamieszcza zdjęcie produktu:


Proszę bardzo. Kwestię uważamy za wyjaśnioną. Jeśli ktoś nadal ma wątpliwości - jest gupi. Swoją drogą trzeba przyznać, że Agryf gra z nami w otwarte karty. Dostajesz to, co widzisz. Piątka za uczciwość, dwója z marketingu...


Skład:
I znowu. Producent staje frontem do klienta i odsłania karty. Brawo.
Komentarz dotyczący składu produktu uważamy za zbędny. Zdjęcie mówi więcej niż 1000 słów... Podkreślić jedynie warto zastanawiająco małą ilość witamin z grupy E. Prawdopodobnie przy całym tym tłuszczu zabrakło już miejsca na inne składniki. I wcale nas to nie cieszy.


Otwieramy puszkę:
Ugh. W środku konserwy znajduje się walcowaty twór z substancji, którą roboczo nazwiemy mięsem. Oblany jest, z jednej strony białym, lepkim tłuszczem, z drugiej - galaretowatą substancją w kolorze moczu. Z puszki dochodzi nas zapach silny żelatyny.
Bliższe przyjrzenie się ujawnia straszliwe szczegóły:

Jakże pięknie błyszczy się ten smalec... Po raz kolejny odkrywamy, że producent jest uczciwym podmiotem. Obiecał 50% tłuszczu i 50% tłuszczu dostarczył. Co najmniej... Przyszło nam do głowy, że być może (baczność!!!) MIELONKA TŁUSZCZOWO - WIEPRZOWA jest przeznaczona do usmażenia na patelni jako danie gotowe. To by tłumaczyło obecność takiej dużej ilości białego tłuszczu. Ale nie - na etykiecie wyraźnie stoi napisane, że produkt należy spożywać na zimno. Matko Boska! Na zimno? Tą smalcopodobną substancję też? No trudno. W imię nauki...

Konsumpcja:
Z uwagi na dużą tłustość nakładanie produktu na chleb przebiega sprawnie i wygodnie. Pomijamy fakt, że przy okazji równie łatwo nakładamy go sobie na nóż, palce i stół. Coś za coś. Cały czas dominuje zapach żelatyny. Smak trudno wyczuwalny, z lekką sugestią ostrych przypraw (pieprz?). Przełyka się łatwo, bo przecież producent zadbał o poślizg. Należy tylko zadbać, aby w trakcie konsumpcji nie mieć przed oczami otwartej puszki z produktem, bo jego widok, połączony ze świadomością, że mamy w ustach to na co patrzymy, jest w stanie zniechęcić najtwardszych z twardych... Mimo tego całego smarowania i najszczerszych chęci z naszej strony - konserwa 2 razy stanęła nam w gardle, a raz nawet spróbowała wydrzeć się z nas na wolność...
Ogólnie - smak nijaki, wrażenia estetyczne in minus. Jeśli ktoś lubi tłuszcz może sie zdecydować na tą konserwową koleżankę surowej słoniny - reszcie możemy polecić śmierć z głodu. Przypuszczamy, że jest przyjemniejsza...

Podsumowanie:
Wnioski z obcowania z tą świńską Puszką Pandory, jak ją określili nasi niezależni konsultanci, mamy następujące:
1. MIELONKA TŁUSZCZOWO - WIEPRZOWA (spocznij) okazałaby się eksportowym hitem na Grenlandii. Jej sprzedaż za Kołem Polarnym oszczędziłaby Eskimosom kłopotów związanych z tkwieniem nad dziurą w lodzie z lagą w rękach i czekaniem na Bogu ducha winną fokę. Jedna konserwa zaspokoiłaby ich dzienne zapotrzebowanie na tłuszcze i obrzydliwe mięsne kawałki.
2. Na brzeg Zalewu Szczecińskiego regularnie muszą być wyrzucane wieloryby, których trupy wykorzystywane są do produkcji mielonki. Musi tak być, bo trudno nam uwierzyć, że świnia jest w stanie zapaść się do takiego stopnia. No chyba, że świnie stosowane do produkcji corpus delicti to specjalny rodzaj kanapowych świń (porca americana), spędzających całe swe życie przed TV pożerając chipsy.
Do MIELONKI TŁUSZCZOWO - WIEPRZOWEJ podchodzicie na własne ryzyko, tym bardziej, że prostolinijny producent zapewnił aż nadto sygnałów ostrzegawczych.
Twarda rozrywka dla twardych gości...

2006-05-15

Przysmak Śniadaniowy Vitae d'Oro

Witamy w drugiej odsłonie GASTROFAZY.
Dziś na tapecie (na podłodze, na suficie - byle by nie w żołądku) Przysmak Śniadaniowy z linii produktów Vitae d'Oro Kauflanda.

Wygląd opakowania:
Naszym zdaniem etykieta nie jest szczytem wzornictwa, ale z drugiej strony - statystyczny zjadacz mielonki nie zwraca chyba na to zbyt bacznej uwagi. Obok nazwy - fotografia zawartości na listku sałaty w towarzystwie pomidorka. Sielsko i uroczo. Mankamentem puszki jest brak łatwego otwarcia (zawleczki), w które wyposażona była poprzednio omawiana mielonka. Czeka nas walka z otwieraczem do konserw.

Skład:
Podobnie, jak w poprzednim przypadku, znowu wykazana jest obecność enigmatycznego mięsa oddzielonego mechanicznie z kurcząt. Tym razem jednak - na pierwszym miejscu. Jea. Skąd ten awans? Śmiemy przypuszczać, że z oszczędności.
Ogólnie obserwujemy znaczącą różnicę ilościową składników w stosunku do ilości występujących w poprzednio omawianym produkcie. Czy przełoży się to na różnicę jakościową? Dowiemy się już za chwilę.
Producent "Przysmaku Śniadaniowego" wyraźnie oszczędzał na świniach. Mięsa wieprzowego jest tutaj tylko 4% (konserwa AGRICO - 30%). W tym momencie pojawia się pytanie: co zamiast świni pełni rolę głównego składnika? Trzymamy kciuki za mechaniczne kurczęta, ale pewności nie mamy i mieć nie będziemy...
Oprócz tego puszka zawiera mnóstwo witaminy E oraz soję (ukłon w stronę wegetarian?) i gorczycę. Cudnie.


Otwieramy puszkę:
Poszło gładko, głównie dlatego, że na otwieraniu konserw zjedliśmy zęby. Pracy otwieracza do puszek towarzyszyło ciche mlaskanie. Ogólnie, porównując z poprzednim produktem - zawartość Przysmaku Śniadaniowego jest bardziej miękka, organiczna. Sprawia wrażenie nie całkiem martwej. Przyjrzyjmy się bliżej...

To nie był dobry pomysł, przepraszamy... Tak zapewne wyglądała pierwotna zupa, z której, miliardy lat temu, wyczołgał się pierwszy przodek producenta tego specjału. Brakuje tylko pękających bąbli (nic, czego by nie załatwiły dwa dni leżakowania na słonku).


Choć z drugiej strony - dwa dni leżakowania na słońcu prawdopodobnie poprawiłyby nieco ogólną jakość produktu. Martwią nas te żółte miejsca. Tłuszcz chyba nie powiniem mieć takiego koloru, prawda?
Zapach delikatniejszy niż u poprzednika. Nie kopie po nozdrzach.

Konsumpcja:
Biorąc pod uwagę fakt, że kanapka wygląda jakby cudem przeżyła wypadek samochodowy, ogólne wrażenia smakowe są zaskakująco mało niepozytywne. Klasyczny słono - kwaśny smak mielonki, który znamy i kochamy. Pod językiem nie czuć grudek obecnych w mielonce AGRICO. Węszymy podstęp dlatego kończymy badanie, póki nie odkryliśmy jakiegoś straszliwego szczegółu.

Wnioski:
Ogólnie nie najgorsza konserwa.* Oczywiście pod warunkiem, że nie zwracamy uwagę na skład i wygląd tego co jemy.
Mimo to, uważamy, że okrutnym cynizmem ze strony producenta było nazwanie tego produktu "Przysmakiem". Jeśli dodamy do tego fakt, że konserwa występuje w serii produktów Vitae d'Oro (Złote Życie lub coś w tym stylu), mamy to do czynienia z grubym nadużyciem naszej cierpliwości i wyrozumiałości.
Chińskie przysłowie mówi, że "śniadanie zjedz sam, obiadem podziel się z przyjacielem, a kolację zostaw wrogowi". Gówno prawda. Chińczycy chyba nigdy nie mieli do czynienia z "Przysmakiem Śniadaniowym".
Głupie Żółtki.
_________________
* UWAGA. Mowa o mielonce. Użyto bardzo elastycznych standardów oceny.

2006-05-14

Konserwa turystyczna mięsna AGRICO

W kliku pierwszych odsłonach GASTROFAZY wystąpi produkt kultowy, wielbiony przez tłum i opiewany przez poetów: mielonka.

Na pierwszy ogień bierzemy Konserwę Turystyczną Mięsną kaliskiej formy AGRICO.

Wygląd opakowania:
Konserwa klasyczna do bólu. Czytelna etykieta, utrzymana w tonacji zielonej, miło się kojarzy i działa uspokajająco na kupującego. "Weźmy drani z zaskoczenia" powiedział zapewne ktoś w dziale marketingu producenta... Strzał w 10 z punktu widzenia socjotechniki, ale zła wiadomość dla niczego nie spodziewającego się klienta.

Skład:
Taa. Szczególnie interesujące wydaje się to "mięso oddzielone mechanicznie z kurcząt". Nasza wyobraźnia podsuwa nam krwawe obrazy.
Oprócz w/w znajdziemy też mięso wieprzowe (30%), tłuszcz wieprzowy, skórki wieprzowe (?) oraz mnóstwo witamin z grupy E...

Otwieramy puszkę:
Różowa masa z białymi drobinkami i grubą otoczką zestalonego tłuszczu szczelnie wypełnia puszkę. Spod granicy słyszalności dobiega nas ciche warczenie. Otwarcie puszki to chyba nie był dobry pomysł. A jeśli to się na nas rzuci?
Trudno. Brniemy dalej. Tobie Ojczyzno.

Za późno na ucieczkę. Demon został uwolniony ze swojego blaszanego więzienia. Wygląda trochę jak Krang - ten gadający mózg z Wojowniczych Żółwii Ninja - ale ma znacznie więcej oczu.
Swoją drogą - ciekawa faktura. Zapach też ciekawy...

Konsumpcja:
Zdarzało nam się zjeść całą mielonkę prosto z puszki, ale byliśmy wtedy zalani w trupa. Na trzeźwo się nie podejmujemy.
Dlatego dziś stosujemy chleb. Taki sposób serwowania ma tą zaletę, że częściowo stępia smak dowodu rzeczowego. Oprócz tego, zapychające właściwości pieczywa mogą sprawić, że najemy się zanim wykorzystamy całą zawartość puszki. Taki ukryty bonus. Dlatego stanowczo zalecamy stosowanie chleba. Im grubsza kromka i im cieńsza warstwa zawartości konserwy, tym lepiej. Przy odpowiedniej praktyce możliwe jest dojście do sytuacji, w której będziemy w stanie najeść się mielonką bez otwierania puszki.
A to już jest Zen...

Wnioski:
Wydaje nam się, że AGRICO Sp. z o.o. jest komórką Światowego Żydowskiego Spisku (ŚŻS) mającą za zadanie osłabienie żywotnej tkanki Narodu Polskiego poprzez jej metodyczne podtruwanie.
W ten sposób łatwiej "im" (przecież i tak wiadomo o kogo chodzi) będzie przejąć naszą ziemię, huty, banki i żony...
Ale to jeszcze nie koniec. Nie darmo produkt ten nazwany jest "Konserwą turystyczną". Nawet wiemy w jakim kierunku będzie się odbywać ta "turystyka":
Podtruty Naród pojedzie do Rygi, a tymczasem "oni" nadciągną w jeszcze większych liczbach i zaczną się tu panoszyć mimo, że mają już przecież swój kraj. Kościoły zamienią na domy publiczne, domy publiczne na szkoły, a w dotychczasowych szkołach będą dokonywać masowych obrzezań...
W tym kontekście tym bardziej zastanawia fakt, że omawianą puszkę z mielonką wręczono nam przy okazji honorowego oddawania krwi w Wojewódzkiej Stacji Krwiodawstwa we Wrocławiu. Wpływy określonych sił sięgają dalej niż sądziliśmy. W związku z tym w zupełnie nowy sposób odczytujemy skrót PCK.
Polskojęzyczny Czerwony Krzyż...
aj waj