2008-04-03

Ośmiornice!

Dzisiejsza Gastrofaza zabierze Was w ciemne głębie oceanu, gdzie to, co na co dzień bierzemy za normalność, siedzi pod kamieniem skulone ze strachu, i gdzie mroczna rzeczywistość udowadnia, że nie trzeba iść spać, żeby przeżyć koszmar...
Przed Wami ośmiorniczki w lekko pikantnym sosie pomidorowym firmy Graal!

Wygląd opakowania:
Jak to zwykle bywa w segmencie gastronomii, którym się zajmujemy – bohater naszego dzisiejszego testu ukryty jest w niepozornej puszce.
Etykieta informuje nas w zasadzie jedynie o tym, że dziś na stół trafią ośmiorniczki w lekko pikantnym sosie. A przynajmniej tak mógłby pomyśleć laik. Dla naszych wprawnych oczu, opakowanie zawiera znacznie więcej, niepokojących, informacji. Czerwony kolor etykiety jest międzynarodowym sygnałem ostrzegającym przed niebezpieczeństwem, a wielkie litery, którymi napisana jest nazwa produktu, wśród społeczności internetowej uznawane są za synonim krzyku. Tak więc zatem przed czym chce nas podprogowo ostrzec producent?

Przed tym.
Przed czystą trwogą przyczajoną w sałacie.
Przed złem, o którym mówią niezliczone legendy i podania ludowe.

Skład:
Do zagadnienia składu producent podszedł baaardzo zdawkowo: ośmiorniczki, sos pomidorowy, cebula, przyprawy, stabilizator – ani słowa o szatańskim nasieniu i wiecznym potępieniu...

Otwieramy puszkę:
Opakowanie wyposażone jest w wygodne otwarcie, choć po jego użyciu okazuje się, że wcale nie było się do czego spieszyć...
Gdy zamkniemy oczy – łatwo możemy dać się zwieść i uwierzyć, że oto przed nami stoi zwykła konserwa rybna. Zapach bowiem jest bardzo zbliżony: czuć olej, ryby, koncentrat pomidorowy – słowem nic egzotycznego ani, tym bardziej, ezoterycznego (ze wskazaniem na tą piekielną stronę ezoteryki).
Na szczęście (?) dysponujemy zmysłem wzroku, który odkrywa przed nami to, czego ułomny węch nie jest w stanie. Macki. Zatopione w sosie pomidorowym, czekają aż jakiś nieświadomy śmiertelnik uwolni je z ich blaszanego więzienia aby, tak jak w zmurszałej erze u zarania ludzkości, mogły znowu zapanować nad światem...

Przed Wami ośmiorniczki (lub może raczej OŚMIORNICZKI!!!1!) w całej swej głowonożnej chwale.
Puszka zawiera 4 (cztery) gumiaste twory przypominające rekwizyty z jakiegoś filmu science – fiction. Stwierdzamy wyraźny nadmiar macek i dziwnych dysz, a niedobór rzeczy, które uznać by można za jadalne...

Nie jesteśmy przesadnie religijni, ale Jezus Maria! Przysięgamy, że to do nas mrugnęło! Mamy nadzieję, że to płód istoty pozaziemskiej, bo jeśli to coś pochodzi z Ziemi, to oznacza, że Matka Natura jest poważnie skrzywiona, i że należy ją jak najszybciej odizolować w jakimś zamkniętym zakładzie. Ją i jej szatańskie bękarty...

Konsumpcja:
Z krucyfiksem w jednej ręce i z nożem w drugiej, przystąpiliśmy do konsumpcji, choć w tym wypadku bardziej trafnym określeniem byłaby „autopsja”.

Gumiaste kawałki mają ostry, pomidorowy smak. Jest to z pewnością zasługa sosu, w jakim pływają OŚMIORNICZKI; niby powinno nas to cieszyć (biorąc pod uwagę wygląd), ale tak naprawdę tylko nas niepokoi, bo skoro nie smak, to co jest ich tajną bronią masowego rażenia?
Oprócz ostrego sosu wyczuwamy na języku jakieś drobne ziarenka, zapewne oderwane od macek przyssawki.
Choć może się mylimy, może to wcale nie przyssawki, a zarodniki, larwy poszukujące żywiciela...
Może strategia przetrwania tego gatunku polega na zmyleniu ofiary brakiem smaku, tak aby niepostrzeżenie i bez wywoływania odruchów wymiotnych przedostać się do żołądka ofiary, złożyć jaja i zdechnąć...
Czysty horror...

Wnioski:
Jeśli napiszemy, że zjedliśmy to ze smakiem, to skłamiemy, choć szczerze mówiąc, większość wątpliwości wynika z naszej bujnej wyobraźni i kulturowych uwarunkowań, a nie z organoleptycznych wrażeń.

Czekając czy/aż coś zacznie nam się poruszać w żołądku, postanowiliśmy poszerzyć nieco naszą skromną widzę dotyczącą ośmiornic. W końcu, aby móc skutecznie walczyć z wrogiem należy go najpierw poznać.
Jak chce Wikipedia, jedno z ramion samców ośmiornic, zwane hektokotylus, przekształciło się tak, aby służyć do umieszczania spermatoforów w samicy (mamy cichą nadzieję, że w puszce znajdowały się same samiczki, bo myśl o konsumowaniu pindola ośmiornicy niespecjalnie do nas przemawia...).
Kontynuując:
Po zaplemnieniu samice niektórych gatunków mogą przechowywać w sobie pakiety spermy...
OK, chyba jednak zweryfikujemy nasze oczekiwania – mamy nadzieję, że nasze ośmiornice:
a) były samiczkami;
b) ślubowały czystość i nie szlajały się przed śmiercią.

Znaleźliśmy jeszcze wiele innych informacji (dotyczących głównie ostrych dziobów, jadu i gwałtownej śmierci), ale dwie powyższe są, z naszego punktu widzenia, najbardziej niepokojące. Bo o ile truciznę w swoim systemie jesteśmy jeszcze w stanie znieść, o tyle spermę ośmiornicy - już niekoniecznie.
Nawet my, tu w Gastrofazie, mamy swoje granice...

Nie czujemy się najlepiej. Trzymajcie kciuki, żeby nasze obniżone samopoczucie było spowodowane jedynie miażdżącym ciśnieniem wielu atmosfer grozy (taka tam, podwodno-popkulturowa gra słów, haha), a nie pomiotem Szatana inkubującym się w naszym brzuchu.
A my z kolei będziemy cicho się modlić do pogańskich bogów, aby jutro po obudzeniu nie przywitał nas taki widok:

Stawiamy tezę, że poza homo sapiens nie ma we Wszechświecie drugiej istoty, która byłaby tak bezczelna, żeby pakować jeden ze swoich największych koszmarów w puszki i sprzedawać go po 8,50 za sztukę...
Co będzie następne? Smoki?