Wygląd opakowania:
Pucha. A na niej kolorowa etykieta z nazwa produktu i jego zdjęcie. Całkiem przyjemny projekt i wykonanie. Na samej górze obok dumnego herbu widnieje napis, że producent, firma W.A. Baxter and Sons Ltd. został mianowany dostawcą szkockich specjałów na stół królowej. Gratulacje, jednak nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić Elżbiety II wcinającej zupkę z puszki. Jakkolwiek dobra by nie była.
Na dole etykiety stylizowane na ręczny podpis widnieje imię i nazwisko niejakiej Audrey Baxter. „Who the fuck is Audrey Baxter?” chciało by się zapytać. Ciocia, babcia, żona producenta? Nie mamy pojęcia. Może „A” w W.A. Baxter and Sons Ltd. oznacza właśnie ją? Zresztą – co to za różnica? Skończmy łamać sobie głowę nieistotnymi szczegółami i obróćmy puszkę.
Na drugiej stronie wita nas cytat z Audrey Baxter właśnie. Pisze ona, że stosuje ten przepis „aby ożywić nudny dzień. Delikatne, słodkie rzepy, cebula i lekkie przyprawy subtelnie zmieszane ze świeżą śmietaną tworzą tą pyszną i pobudzająca zupę.” No cóż, dzień jest zdecydowanie nudny, spróbujmy zatem ożywić go kuracją cioci Audrey.
A tak przy okazji – zwróciliście uwagę na drobną manipulację dokonaną przez cwaną ciotkę? Wyrazy „Delikatne, słodkie”, „subtelnie”, „świeża”, „pyszna” i „pobudzająca” zostały przez nią wyróżnione nieco inną wielkością, co ma zapewne na celu sprawić, że nasze dłonie same powędrują po tą puszkę. Mądra dziewucha.
Skład:
Rzepa, cebula, marchew... Cóż, mamy nadzieję, że sama zupa będzie bardziej interesująca niż jej skład, bo jedyna ekscytująca rzecz jakiej się dopatrzyliśmy to polifosfaty, czymkolwiek są. Spać się chce od samego czytania…
Otwieramy puszkę:
Biała zawiesina wypełnia puszkę po brzegi. Nie ma na czym zatrzymać wzroku. Jedyne co ożywia monotonny krajobraz to unoszące się tu i tam żółtawe kawałki. Parsnip zapewne.
Zapach dość ostry, pikantny w tonacji warzywnej. Nie mamy pojęcia jak pachnie rzepa, więc przyjmiemy, że to ona. Oprócz tego, w aromacie odnajdujemy jeszcze jakąś odległą sugestię kartoflanki. Zieeew.
Nudy.
Konsumpcja:
Do gara i na ogień. Nie gotować!
Po podaniu zupa wyglądała tak jak na załączonym powyżej obrazku, więc nie zamieszczamy zdjęcia. Poza tym – oczy nam się zamykają, więc nie chce nam się.
Smak zupy z białej rzepy na pewno nie stałby się tematem dla poetów. Dla gastrofazy, na dobrą sprawę, też nie. Słodkawy, lekko pikantny może, ale generalnie mdły i nudny jak ten test. Jeśli Audrey Baxter chciała ożywić nasz dzień, to znacznie dalej zaszłaby z propozycją seksu oralnego, niż z tą recepturą. Wszystkich czytelników płci żeńskiej prosimy o zapamiętanie tej dobrej rady…
Wnioski:
Chrapu – chrap, chrapu – chrap, chrrrr…